FOTOGRAFIE WYRZYSKA JAKO KAPITAŁ KULTUROWY MIASTA. OBRAZY, TWÓRCY, RECEPCJA. CZ-7

 

FOTOGRAFIE WYRZYSKA

 

 

 

Tematyka prezentowanych fotografii

 

 

Jak już odnotowałem w poprzednim rozdziale, w moich zbiorach fotografii, które pozyskałem od mieszkańców Wyrzyska, znajduje się co niemiara przeróżnych zdjęć. Są wśród nich podarowane mi oryginały oraz elektroniczne kopie fotografii. Prawie każde z nich różni się wielkością, czyli wymiarami. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest, po pierwsze, brak w danym okresie ogólnie przyjętego standardu wymiarów odbitek; papier nabywano w rolkach i w dowolny sposób, w zależności od potrzeb, papier przycinano1. Po drugie (przypuszczam, że to równie ważny powód niejednolitych rozmiarów odbitek), to celowy zabieg wykonywany w ciemni fotograficznej przez fotografa. Nazwijmy to „komponowaniem obrazu z jednoczesnym kadrowaniem wykonywanym w ciemni”, sam niejednokrotnie używałem tego sposobu. Polega on na nałożeniu maskownicy2 fotograficznej w taki sposób, aby pozbyć się niepotrzebnych fragmentów naświetlonego negatywu, który, jak wiadomo, ma niezmienny rozmiar. Posłużę się przykładem: przysłonięty z góry i z dołu fotograficzny obraz fragmentu pleneru, który jest utrwalony na kliszy negatywowej, rzucany światłem powiększalnika na papier światłoczuły, powodował, że zamieniamy zwykłe zdjęcie o proporcjach boków 2 na 3 lub 3 na 4 – na fotografię panoramiczną. Jednocześnie zdjęcie stawało się doskonalsze kompozycyjnie, ponieważ usunęliśmy z kadru np. zbyt dużo bieli nieba. Inną przyczyną kadrowania maskownicą był brak teleobiektywów, które pozwalają dzisiaj fotografującemu na kompozycję obrazu już w fazie wykonywania naświetlenia materiału światłoczułego.

Najważniejszą cechą zewnętrzną zebranych fotografii są ślady upływającego czasu, wieloletniego przechowywania w niesprzyjających warunkach, m.in. w kartonach na strychach i wilgotnych piwnicach. Widać także, w niektórych przypadkach, niestaranności wykonawców, ujawniające się dopiero po wielu latach, w przestrzeganiu prawidłowości procesów chemicznych, tj. w uciążliwej, za to zbawiennej dla trwałości odbitki, kąpieli w utrwalaczu. Objawem nieodpowiedniej, nie dość długiej kąpieli usuwającej siarczek srebra z powierzchni papieru fotograficznego, są pojawiające się po latach plamy w kolorze miedzi czy, jak kto woli, brązu lub sepii.

Celem pracy jest przeprowadzenie analizy zbioru, opisanie tego, jaki daje nam on przekaz: historyczny, kulturowy czy społeczny, traktujący również o zmianach cywilizacyjnych. Należy sięgnąć w analizie do eksplikacji meritum, inaczej Barthesowskiego studium tego, o czym zdjęcia opowiadają, jak również dostrzec punktum zebranych obrazów, a także poprawnej interpretacji komunikatów, które przekazują. Niewątpliwie zebrane fotografie różnią się treścią (od najważniejszych wydarzeń w dziejach tej miejscowości po prozę życia codziennego, np. fotografie pracujących na polu przy przerywaniu buraków, zbiórce siana na łąkach, pracy w stolarni), jakością (np. wykonywane przez niezbyt dobre obiektywy w aparatach fotograficznych; pierwsze w miarę tanie i służące do powszechnego użytku polskie aparaty fotograficzne „Druh” były tego najlepszym przykładem, o niebo lepszy był dwuobiektywowy „Start”), posiadają braki kompozycyjne (szczególnie te wykonywane przez amatorów, jednak są wśród nich również „perełki” fotograficzne). Jest jednakowoż dla wszystkich tych obrazów z przeszłości jedna cecha wspólna. Otóż twierdzę, że nie ma wśród nich zdjęć nieważnych, ponieważ można zawsze uznać, że są mało znaczące z jednego punktu widzenia, za to nie do przecenienia z innego. Wszystkie zawierają różne walory prezentowania tego, „co było” lub „tak to było”.

Piszący o fotografii ma zawsze spory problem wynikający z niemożności „sprawiedliwego”, odpowiednio uzasadnionego wyboru zdjęć do opisu i analizy, tak aby na koniec interpretacji udowodnić przekonująco, że fotografia jest bez wątpienia kapitałem kulturowym. Praktycznie każde z posiadanych przeze mnie zdjęć można poddać wnikliwej analizie. Z każdym można toczyć wyimaginowaną dysputę, udowadniać jego wartość estetyczną (która jest w swojej istocie walorem subiektywnym, zwykle też wartość estetyczna jest bardzo osobistą, nieobiektywną wartością, za to bardzo ważną dla właściciela danej odbitki) czy dokumentalną. Nie całkiem bezzasadne jest tutaj postawienie pytania: jak patrzeć na ważność przekazu różnych utrwalonych miejsc i zdarzeń, jak ich nie bagatelizować, nie pomijać, mówić i decydować o nich, że te są mniej, a tamte bardziej ważne? Widnieją przecież także na tych fotografiach bardzo zwyczajni ludzie, uwiecznieni przez bliskich, gdy wypoczywają, w czasie spacerów, wykonywania prozaicznych czynności, jednak są to ludzie, którzy stanowią istotną, integralną część tego miejsca. Wszystkie te zdjęcia (pokazujące tutejszość) zebrane w jednym miejscu stanowią nierozerwalną, niedającą się podzielić całość, gdyż mają jeden wspólny, bardzo ważny mianownik – są stąd, są miejscowe, nasze własne, pokazujące wszystkim oglądającym: „tak tutaj było, tak wyglądali ludzie, praca, otoczenie”. Wszystkie opowiadają tysiące historii, opisują i przekazują obrazem w nich zawartym tysiące informacji dla tych, którzy po nie sięgną. Oglądający te fotografie nie muszą i zwykle nie posiadają odpowiednich kwalifikacji (czytaj wykształcenia) do naukowego dyskursu nad nimi, jednak wystarczy, że mają choć trochę wyobraźni, empatii i poczucia więzi z tym miejscem.

Dylemat wyboru polega na tym, że jest to praca specyficzna i niewdzięczna, powodująca w efekcie, do pewnego stopnia, fragmentaryczność, niepełność tego opracowania. Jednak oczywistym jest, że setki zamieszczonych tutaj zdjęć zamieniłyby pracę w bardzo obszerny album fotograficzny.

W tytule pracy widnieje: „Fotografie Wyrzyska jako kapitał kulturowy miasta”. Fotografie Wyrzyska, te dwa słowa w pierwszym skojarzeniu, rozumowej konotacji przywodzą na myśl fotografie miejsc ściśle określonych. Inaczej rzecz ujmując – to fotografie, które przedstawiają budynki, place, skwery i ulice, dokumentujące wygląd poszczególnych fragmentów miasteczka, mówiące nam dzisiaj o zachodzących zmianach. Wybrałem fotografie Wyrzyska, przedstawiające to miejsce w sposób ogólnikowy, całościowy, pokazujące szerokie, ogólne plany miasta, a także dzięki jego położeniu topograficznym w dolinie – jego panoramę3.

1 Dzisiaj obowiązują opracowane i stosowane powszechnie wymiary odbitek wykonywanych w laboratoriach fotograficznych: 9×13, 10×15, 13×18, 15×21, 21×30, 30×45… (w cm).

2 Używana w ciemni fotograficznej, w niej umieszcza się światłoczuły papier, dwa ruchome, prostopadle przesuwane boki nadają finalny rozmiar odbitce.

3 Chcę tutaj zaznaczyć, że nie ograniczę się tylko do analizy takich zdjęć, zamierzam niewiele dalej w niniejszym tekście udowadniać (a wiąże się to z dalszą selekcją i umieszczaniem w pracy następnych, niestety, niewielu fotografii), że największym, najbardziej cennym „dziedzictwem fotograficznym” tego miejsca nie są, a już na pewno nie są wyłącznie, fotografie miejsc, ale niewątpliwie też fotografie ludzi i wydarzeń.

Fot. 1. Fragment rynku (dzisiaj placu Wojska Polskiego) około 1900 roku. Lekko po prawej kościół parafialny, w głębi widoczna wieża nieistniejącego już kościoła ewangelickiego (fotografia z prywatnych zbiorów J. Jagodzińskiego).

Fotografia jest czymś w rodzaju malarstwa1, a przynajmniej wielu zajmujących się tym tematem tak uważa, i podlega tym samym prawom kompozycyjnym oraz kryteriom oceny. Należy uświadomić sobie, że dla „niedzielnego fotografa” kategorie oceny estetycznej dzieła nie będą ważne, a wręcz okażą się zbędne. Zamierzam w dalszych opisach pokazać, że blisko jest obrazom malarskim do obrazów fotograficznych, pragnę też pokazać, jak łatwo fotografie poddają się takiej estetycznej ocenie. Załóżmy, że już teraz do pierwszej pokazanej powyżej fotografii można zastosować wybrane kategorie opisu estetycznego: fotografia przedstawia warstwę plam barwnych o szerokiej rozpiętości tonalnej, jest naturalna i prawdziwa, czyli przedstawia miejsce i uwiecznione tam obiekty w sposób realistyczny. Barwy w tonacji pasteli, choć pewne jest, że po ponad stu latach są one dzisiaj inne (wyblakłe) niż te z roku 1904. Mimo że widzimy tutaj przede wszystkim budowle tworzące rynek, obraz jest stosunkowo lekki, a to za sprawą przestrzeni pozostawionej nad (błękitne niebo z lekkimi chmurkami) i pod panoramicznym ujęciem. Fotografia jest spokojna, delikatna i posiada nie do końca dający się uchwycić w słowach urok.

Bardziej szczegółowo, w myśl zasad badania dokumentów fotograficznych, możemy stwierdzić: jest to widokówka pocztowa, zapisana u góry i na dole pismem ręcznym, w języku niemieckim (mimo że próbowałem odczytać tekst, prosząc o pomoc trzech germanistów, nie udało się zrobić tego wiarygodnie i w całości; tekst pisany jest niekaligraficznie, mało czytelnie, jednak może to i lepiej, bo dzięki temu zostanie zachowana tajemnica prywatnej korespondencji). Fotografia przedstawia centralny punkt Wyrzyska, czyli Rynek (który od roku 1935 nazwany jest Placem Józefa Piłsudskiego, dzisiaj – plac Wojska Polskiego). W lewym dolnym rogu widzimy podpis Gruss aus Wirsitz (pozdrowienia z Wyrzyska). Obok napisu widnieje ręcznie dopisana data 4.7.04. Wnioskować z tego można, niemal ze stuprocentową pewnością, że obraz fotograficzny powstał przed tą datą, a więc pochodzi z końca XIX wieku lub z samego początku XX w. Na pierwszym planie widzimy dwoje dzieci stojących obok siebie, a po lewej stronie, nieco od nich oddaloną, starszą kobietę. Na drugim planie po lewej i prawej, obserwujemy budynki stanowiące dookólną zabudowę placu. Mimo że kościół katolicki pw. św. Marcina2, ze swą strzelistą, smukłą wieżą dzwonniczą jest na drugim planie, stanowiąc tło dla osób, to jednak to on przykuwa uwagę oglądającego, to on wysuwa się za sprawą wielkości, smukłości, swego rodzaju dostojeństwa, na plan pierwszy. W dodatku fotografujący świadomie zastosował złoty podział3 kadru, stosowany wcześniej w wielu dziełach plastycznych, obecnie zawłaszczony przez fotografię (każda fotografia, szczególnie krajobrazy, są dzisiaj oceniane pod kątem kompozycji niesymetrycznej, która, moim zdaniem, nie zawsze spełnia nasze oczekiwania, za to w tym przykładzie jest jak najbardziej na miejscu). Świadomy zabieg fotografa niesymetrycznego umieszczenia wieży kościoła, a ściślej rzecz ujmując, jej zegara w najsilniejszym punkcie obrazu, świadczy o dwu podstawowych rzeczach, które przykuwają uwagę oglądającego (dlatego też spośród tak wielu fotografii, być może podświadomie, zdecydowałem się umieścić właśnie tę fotografię jako pierwszą). Pierwsza rzecz to uznanie umiejętności i wiedzy, którą posiadała osoba przedstawiająca to ujęcie. Jest początek XX wieku, fotografia jest jeszcze, mimo wszystko, w powijakach, jest elitarna i kosztowna. Być może moja interpretacja idzie już zbyt daleko, być może popełniam tutaj błąd, o którym napisałem wcześniej, chodzi mi o pewną nadinterpretację. Muszę jednak przedstawić do końca swoje argumenty, składające się na uznanie dla osoby, która wykonała analizowaną teraz fotografię. Otóż osoba ta4 jest w pełni świadoma tego, co robi, jest wykształcona, inteligentna, myśląca. Te trzy cechy nie zawsze dzisiaj idą w parze, dlatego jestem pełen uznania. To samo zdjęcie, na tym samym rynku, można wykonać w sposób psujący wszystko, psujący kompozycję brył (są to tylko martwe budynki, to od nas zależy, jak będą się one prezentowały), psujący czar (ustawienie aparatu fotograficznego w innym punkcie, przy tej konkretnej fotografii, przy tym panoramicznym kadrze, powoduje przesunięcia „punktu ciężkości”, co jest równoznaczne z utratą „aury”, którą jest przesiąknięte to ujęcie).

1 Z taką opinią spotkałem się w wielu opracowaniach książkowych i internetowych związanych z analizą obrazów fotograficznych. Wielu autorów opracowań odwołuje się m.in. do estetycznych kategorii opisu, których używał polski filozof, wybitny przedstawiciel szkoły fenomenologicznej, Roman Ingarden.

Por. Odys J. Karczyński: http://www.swiatobrazu.pl/analiza-fotografii-jako-przedmiotu-artystycznego-i-estetycznego-20476.html,2.

2 Najstarsze dzieje parafii wyrzyskiej sięgają XIV w. Pierwszy, drewniany jeszcze kościół św. Marcina funduje ród Pałuków. W następnych latach Wyrzysk należy do rodu Smoguleckich i to oni fundują budowę kolejnego kościoła, zmieniając patrona ze św. Marcina na św. Annę. Następny drewniany kościół powstał w 1738 r. dzięki Mikołajowi Rydzyńskiemu, przy zmianie patrona na Św. Mikołaja. W roku 1858 rozpoczyna się budowa nowego kościoła, z czerwonej cegły, który stoi do dzisiaj, przy czym zmieniono na powrót patrona na św. Marcina. Bardzo bogata i ciekawa jest historia kościoła i jego proboszczów. Wymienię tylko pobieżnie i skrótowo. Ks. Alfons Kaczmarek (w parafii od 1900 do 1926), wielki społecznik i współorganizator Powstania Wielkopolskiego na tym terenie. Ks. Feliks Skrzypiński (w parafii: 1926-1939), zakłada Akcję Katolicką i KSM (prowadzi działalność kulturalno-oświatową, charytatywną, a przede wszystkim społeczno-patriotyczną). Zamordowany w pobliskim Paterku przez hitlerowców w święto narodowe 11 XI 1939 r. Ks. Alfons Pszczoliński (w parafii: 1950-1967), kapłan Zakonu Karmelitów Bosych, były kapelan wojskowy II korpusu gen. Andersa. W czasie jego posługi (1951) wizytację parafii przeprowadził Prymas Polski Stefan Wyszyński.

3 Reguła złotego podziału, inaczej nazywana trójpodziałem, polega na dzieleniu kadru, który najczęściej jest prostokątem, na dziewięć pól, przy pomocy poziomych i pionowych linii na wysokości (i szerokości) 1/3 i 2/3. Przecięcia tych linii tworzą  tak zwane punkty mocne. Jeżeli jakiś element obrazu znajdzie się na linii złotego podziału lub w jej pobliżu, będzie łatwiej zauważalny. Podobnie jest z punktami – jeżeli jakiś obiekt, rzecz, plama, barwa znajdą się w punkcie mocnym lub jego pobliżu, to widz zwróci na to miejsce szczególną uwagę.

4 Niestety, mimo że posiadam jeszcze kilka takich widokówek, wykonanych na pewno przez tę samą osobę, nie udało mi się ustalić, kim ona jest.

Drugą sprawą, która przyciąga uwagę, jest brak przejawów życia. Pomijam tę dwójkę dzieci na pierwszym planie i kobietę nieco z boku (myślę, że fotografujący czekał, aż dzieci i kobieta pójdą sobie, jednak, gdy ich zaaferowanie człowiekiem ze statywem i skrzynkowym aparatem fotograficznym, jak by nie było dziwnym urządzeniem na trzech nogach, było zbyt duże i żadne machanie ręką fotografującego w geście „odejdźcie stąd” nie powodowało ich usunięcia się z kadru, fotograf wykonał swoją pracę). Brak tutaj cech, które pokazują, że to miasteczko żyje; nie ma tu prawie ludzi, furmanek, rowerów, straganów. I znowu nasuwa się wniosek, być może nieprawdziwy. Myślę, że wykształcenie i smak artystyczny fotografującego, jego umiejętność komponowania obrazu są niepodważalne, za to obce jest mu to, co dzisiaj nazywamy potrzebą fotografii dokumentalnej. Przyczyny takiego stanu rzeczy są zapewne dwie. Pierwsza to fakt, że fotografia dokumentalna na świecie w tym czasie stawia ledwie pierwsze kroki1, dopiero w końcówce XIX w. i początkach XX w. uznanie zyskuje dokumentowanie rzeczywistości. Druga jest pochodną pierwszej. „Widokówka”, jak sama nazwa wskazuje, to widok, to pokazanie powabu danego miejsca, pokazanie urokliwego pejzażu lub piękna fragmentu miasta. W przekonaniu większości z nas – fotografowanie to rejestrowanie, poprzez uwiecznienie na papierze fotograficznym, artefaktów estetycznych i pięknych (a tak na marginesie możemy odnotować fakt, że niewielu z nas, i jest to powód do refleksji, wykonuje zdjęcia rzeczom brzydkim i nieestetycznym). Dlatego też na zdjęciu nie widzimy przejawów życia codziennego, ruchu pieszych i furmanek, wchodzących i wychodzących ze sklepów ludzi, wałęsających się psów. Codzienność nie jest piękna ani interesująca, dlatego uważam, że dzieci i kobieta, którzy są elementem codzienności, znaleźli się na zdjęciu mimo woli fotografa. Widokówka służy do krótkiej korespondencji, zwykle polega na przesłaniu pozdrowień z miejsca, w którym przebywa się czasowo, do którego przyjechaliśmy na urlop, wakacje czy w podróż służbową. Tęskniąc do bliskich, chcemy wyrazić to za pomocą słów, które umieszczamy na najpiękniejszym widoku pokazującym miejsce, w którym przebywamy.

Dlatego też fotografia powyżej pokazuje bardziej kapitał „budowlano-
-urbanistyczny”, pokazuje harmonię i kolorystykę budowli, niż przedstawia tętno życia miejscowości (ale z założenia nie było to jej celem). Z ciekawostek zauważyć tam możemy, w centralnej części fotografii, widoczną w oddali wieżę kościoła ewangelickiego
2 wybudowanego na początku XIX w., a zburzonego w latach siedemdziesiątych następnego wieku przez komunistów.

Jeśli chodzi o czas wykonania zdjęcia, porę roku czy dnia, możemy przypuszczać, że zostało ono wykonane w pochmurny dzień (brak cieni przy postaciach), wczesną wiosną, o czym świadczą ubiory postaci oraz brak liści na drzewach przy kościele, choć pokazują się już na krzakach przy kościelnym płocie. I ostatnia już uwaga – dywagacja na temat momentu wykonania fotografii, otóż myślę, że została wykonana w niedzielny poranek, gdyż tylko wtedy jest możliwe, aby w centrum małego miasteczka nie było śladów życia, oprócz dwójki dzieci i jednej kobiety. Stąd ta statyka obrazu.

Kończąc rozważania dekodujące fotografię nr 1, pragnę jeszcze tylko zauważyć, jak powikłane są losy tych ziem, a wysnuć taką hipotezę można z napisu: Gruss aus Wirsitz. Fotografia powstała w okresie, gdy ziemie te należały jeszcze do zaboru pruskiego. Pomimo że w tym czasie ludność niemiecka stanowiła nieco mniej niż 40% mieszkańców, językiem urzędowym, językiem stosowanym w stowarzyszeniach i w czasie organizowanych zebrań publicznych, był język niemiecki. Tak więc uznać możemy z dużym prawdopodobieństwem, że napis „Pozdrowienia z Wyrzyska” w języku niemieckim był jednym z elementów polityki germanizacyjnej. Ale nie tylko: jeśli popatrzymy na pozycję Polaków i Niemców, od razu widzimy, że status materialny był dużo wyższy na korzyść tych drugich. Tak więc wydawca, kierując się zdrowym rozsądkiem i możliwościami finansowymi potencjalnych klientów, wiedział, co jest dla niego bardziej opłacalne. W lewym dolnym rogu widnieje podpis: Verlag H. Maruska, Wirsitz, co w języku polskim znaczy: Wydawnictwo H. Maruska, Wyrzysk. Maruska to polsko brzmiące nazwisko, które wydaje się być zniemczone. We wszystkich dostępnych mi źródłach, nie wyłączając internetu, próbowałem odnaleźć jakiekolwiek informacje na ten temat3. Niestety, bez powodzenia.

1 Jednym z pierwszych dokumentalistów był Eugène Atget, który w latach 1898-1914 wykonał
ok. 10 000 zdjęć dokumentujących życie Paryża. Atget nie miał wykształcenia artystycznego, za to był prekursorem fotografii życia codziennego; wszystkie jego prace zostały zakupione do zbiorów Museum of Modern Art.

2 Ewangelicy stanowili w tym czasie połowę ludności Wyrzyska, w przeważającej części byli to osadnicy niemieccy.

3 Poszukując wiedzy w internecie, natknąłem się na tego typu informację: widzimy tutaj daty i nazwy niektórych pobliskich miejscowości w języku niemieckim: Potulice, Bydgoszcz, Nakło, Wyrzysk, Białośliwie. Niestety, po wpisaniu adresu strony, pokazuje się komunikat w języku niemieckim: strona nie istnieje, list.genealogy.net/mm/archiv/schlesien-l/…/2002-01f.htmlNiemcy Podobne:

Bez nazwy-1

 

 

 

 

 

Fot. 2. Fotografia ta jest próbą odwzorowania miejsca, które zostało uwiecznione ponad 100 lat wcześniej. Z jak mizernym skutkiem się to udało, a raczej nie udało, możemy sobie porównać. Używając technicznego wsparcia programów komputerowych, kadrując, umieszczając napis: Gruss aus Wirsitz i pozostawiając wolną przestrzeń pod zdjęciem do zapełnienia jej pozdrowieniami, widzimy, jak niewydarzony daje to efekt (fotografia i późniejszy montaż graficzny, stylizujący widok na podobieństwo kartki pocztowej z fot. 1 – autor pracy).

Przygotowując fotografie archiwalne do przedstawienia i omówienia w niniejszej pracy, poświęciłem sporo czasu nie tylko na zebranie jak największej ilości informacji od osób starszych, tych, które pamiętają tamte, dawne historie, ale też pokusiłem się o poszukiwanie miejsc, z których posiadane przeze mnie zdjęcia zostały wykonane. Zanim wyjaśnię cel takiego działania, zakomunikuję jedynie, że tego typu poszukiwania nie są łatwe, bowiem gdy już takie miejsce się odnajdzie, okazuje się, że wiele z tych punktów jest dzisiaj niedostępnych (poprzez zmiany urbanistyczne tutejszego terenu, a także przez ilość zieleni, drzew, które uniemożliwiają reprodukowanie fotografii z przeszłości). Jednak, jeśli już punkt domniemanego fotografowania pozwala na wykonanie wtórnika, to dobranie odpowiednich parametrów, tj. ogniskowej, czułości matrycy, aberracji (deformacja uzyskanego obrazu), oświetlenia, wysokości ustawienia aparatu w danym miejscu (statyw) jest nie lada wyzwaniem.

Celem powyższego zabiegu jest uzyskanie porównania wizualnego, najbardziej wiernego z możliwych, pokazującego, jak wiele zmian wokół zaszło. Na tych dwu fotografiach, które, przyznać trzeba, nie są wybitnie socjologicznie i antropologicznie-kulturowo wartościowe, dostrzegamy przede wszystkim różnice obrazujące siłę zmian cywilizacyjnych, pokazujące m.in. postęp techniczny. Popatrzmy na szczegóły, widać, że fotografię wykonano, gdy elektryfikacja jeszcze do Wyrzyska nie zawitała. Brak latarni oświetleniowych rzuca mi się w oczy, być może także dlatego, że pamiętam jeszcze latarnie, które widzimy na zdjęciu poniżej (fot. 3.).

Fot. 3.1 Elektryfikacja Wyrzyska była realizowana od roku 1912, tak więc widoczne latarnie elektryczne oraz po prawej stronie słupy trakcji elektrycznej świadczą o tym, że zdjęcie zostało

wykonane tuż po tej inwestycji. Różnicę między fot. 1. a tą widzimy w zmianie architektury po prawej stronie Rynku, gdzie parterowy budynek ze skośnym dachem został zastąpiony jednopiętrową kamienicą. Drzewa przy kościele są w pełni wegetacji, więc zdjęcie zostało wykonane latem (fot. ze zbiorów Izby Pamięci Towarzystwa Przyjaciół Wyrzyska).

1 Dygresyjnym spostrzeżeniem chcę zwrócić uwagę na kompozycję tego zdjęcia i przypomnieć o tym, co napisałem wcześniej o fot.1. Możemy uznać z dużym prawdopodobieństwem, że zdjęcie zostało wykonane dokładnie z tego samego miejsca, co fot.1., jednak wyraźnie się różni, przy czym nie chodzi tutaj o kolorystykę. Na fot. 3. kościół zostaje w kadrze przesunięty w lewo, przyznać trzeba, że niewiele, jednak powoduje to dość wyraźną różnicę w ocenie kompozycji plastycznej. Odwołuję się tu tylko do intuicyjnego „poczucia smaku”. Nie mogę napisać: idę o zakład, że zdecydowana większość z nas zwróci uwagę na zdjęcie pierwsze. Chodzi tutaj tylko o to, jak ważne i fundamentalne są niektóre świadome zabiegi kompozycyjne, jak wiele zdjęć pokazuje nam poprawne Barthesowskie „studium”, a jak niewiele jest w nich przyciągających wzrok „punktum”. Tłumaczy to także, dlaczego tak wiele czasu w ocenie fot.1. poświęciłem wyczuciu i artystycznemu wykształceniu nieznanego fotografa.

Przypuszczam także, że właśnie w tej fotografii zastosowano zabieg, o którym wcześniej również wspominałem; to komponowanie obrazu poprzez odpowiednie kadrowanie, które w tym przypadku zostało dokonane w czasie projektowania kartki w drukarni. Wprawdzie specjalne aparaty do wykonywania zdjęć panoramicznych (a z takim mamy do czynienia na fot. 1, gdzie stosunek boków wynosi 3:1) już istniały, posiadały obiektywy anamorfotyczne, to jednak były bardzo drogie i dostępne raczej za oceanem. Myślę, że ten prosty zabieg, przysłaniający dół zdjęcia, czyli kostkę brukową, którą jest wyłożony rynek, powoduje na zdjęciu wrażenie panoramy, jednocześnie pozostawiając u dołu miejsce na tekst korespondencji.

Przejdź do cz – 8