FOTOGRAFIE WYRZYSKA JAKO KAPITAŁ KULTUROWY. OBRAZY, TWÓRCY, RECEPCJA. CZ – 9
|
Fot. 17. Ruiny kościoła ewangelickiego. Widać tutaj stos gruzu potwierdzający to, co zachowało się w mojej pamięci; tak więc nie było rozbiórki kościoła, było jego zburzenie i pozostawienie jego ruin. Pamiętam, że jeszcze przez długi czas chodziliśmy z kolegami bawić się w tych ruinach, w posadzce odnaleźliśmy też podziemne korytarze i przejścia
(fot. p. Różyński z Wyrzyska1).
1 Dzięki uprzejmości p. Różyńskiego otrzymałem kilkanaście negatywów małoobrazkowych do skanowania. Pomiędzy fotografiami rodzinnymi odnalazłem m.in. fotografie Wyścigu Pokoju przejeżdżającego przez Wyrzysk, z R. Szurkowskim na czele, fotografie pochodów pierwszomajowych i wiele innych cennych pamiątkowo-dokumentalnych zdjęć. Tam też odnalazłem fotografię ruin kościoła. Uważam, że nawet przy wykonywaniu takich zdjęć w ówczesnych czasach trzeba się było wykazać odwagą.
Drugie doświadczenie to zatrzymanie przez tutejsze UB w tym dniu mojego ojca i jego kolegi. Obaj wybrali się z wysokiej klasy aparatem fotograficznym marki „Zorka”1, by fotografować odchodzącą (a ściślej: walącą się) w niepamięć historię. Mocno ich jednak owa historia „zawiodła”, gdyż popołudnie i wieczór spędzili w komisariacie, tłumacząc „bardzo smutnym panom”, do czego im ta dokumentacja będzie potrzebna. Panowie chcąc zobaczyć, co udało się domorosłym miłośnikom odchodzącej historii sfotografować, otworzyli tylną klapkę aparatu, wyjęli z niego kliszę fotograficzną, popatrzyli pod światło i uznali, że zdjęcia się nie udały. A tak już poważnie, nie wykpiwając tego incydentu: zdarzenie, incydent z fotografowaniem burzonego obiektu pokazuje, jak skomplikowane były to czasy. Owo zdarzenie świadczy też o tym, dlaczego tak mało pozostało fotografii miejsc i obiektów wymazywanych z pamięci tamtejszego ustroju i niechcianych pamiątek polsko-niemieckiej historii.
Jest jeszcze inny aspekt tego zdarzenia. Jeśli pytam osoby starsze, mogące jeszcze coś na temat kościoła pamiętać, to nie uzyskuję praktycznie żadnych informacji; jest tak, jakby tego kościoła tutaj wcale nie było. Do dzisiaj nie potrafię ustalić dokładnej daty jego zburzenia, mało tego, nawet datę przybliżoną jest trudno wydobyć z ich pamięci, a wersje osób indagowanych są między sobą sprzeczne. Pewne jest to, co sam pamiętam; był piękny, letni dzień, wakacje, wnioskuję tak gdyż w innym wypadku nie mógłbym być przy burzeniu budowli.
1 Pamiętam ten aparat doskonale, to była w ówczesnym czasie „pierwsza fotograficzna liga”, za pozwoleniem ojca wykonywałem nim debiutanckie zdjęcia mojej dziewczynie, obecnie żonie.
Fot. 18. Fotografia przedstawia fragment Wyrzyska, wzdłuż drogi prowadzącej z Bydgoszczy do Piły. Po lewej stronie wówczas szkoła ewangelicka, dzisiaj w budynku o piętro wyższym znajdują swoją siedzibę Opieka Społeczna. Dalej widzimy ewangelickie probostwo, które było prawdopodobnie mieszkaniem i biurem pastora (dzisiaj mieszka tu kilka rodzin). Po prawej budynek Starostwa, obecnie jest siedzibą Urzędu Miejskiego (fotografia pochodzi ze zbioru p. J. Jagodzińskiego, data na widokówce 12.10.1911 pokazuje przybliżony czas powstania zdjęcia).
Fotografii kościoła w całej swej zewnętrznej okazałości nie posiadałem jeszcze w zeszłym tygodniu (20.XI.2011). Dzisiaj posiadam i z wielką przyjemnością mogę ją w tej pracy zaprezentować1.
1 W posiadanie elektronicznej odbitki fotografii kościoła udało mi się wejść poprzez wszechmocny dzisiaj internet. Wpisując w wyszukiwarce hasło: „stare fotografie Wyrzyska”, w wynikach zobaczyłem na portalu „Chomikuj”, że coś nowego się pojawiło. Dzisiaj nic nie mogę powiedzieć na temat osoby wystawiającej tę fotografię i jej historii. Wiem tylko, że na imię ma Łukasz i że „chomik” został „wyhodowany” 27.04.2011, cokolwiek miałoby to oznaczać (myślę, że chodzi tutaj o przystąpienie Łukasza do portalu). Napisałem do niego, iż chciałbym porozmawiać, że zbieram informacje na ten temat itd. Teraz ruch należy już do wystawiającego zdjęcie, więc muszę uzbroić się w cierpliwość.
Fot. 19. Tak wyglądał kościół ewangelicki. Moim zdaniem – jest to zdjęcie wykonane tuż przed
II wojną lub zaraz po wojnie.
Patrząc na to, w jakim stanie prezentuje nam się kościół, pokazywany dotychczas tylko poprzez fragmenty wieży, uważam, że fotografia została wykonana jeszcze przed II wojną. Być może więcej na ten temat będzie mógł powiedzieć udostępniający to zdjęcie Łukasz. Pewnym jest, że fotografię wykonano zimą. Tak na marginesie: zauważyłem pewną tendencję do wykonywania zdjęć pokazujących obiekty właśnie o tej porze roku. Wytłumaczenie tego zjawiska jest proste i racjonalne. Chcąc wykonać zdjęcia określonych przez siebie miejsc, sam niejednokrotnie muszę czekać do późnej jesieni czy zimy, aby z wysokich i zasłaniających widok drzew opadły liście.
Przyglądając się fotografii stwierdzam, że moja pamięć o tym miejscu nie była konfabulacją, właśnie tak ten obiekt i to miejsce pamiętam. I mimo że nie zdobyłem jeszcze żadnych fotografii z wnętrza kościoła, cieszę się, że wreszcie, pokazując wcześniej wiele miejsc fotografowanych z majaczącą na horyzoncie wieżą kościoła, będę mógł teraz prezentować i sam kościół. Kulturowo nie jest dla mnie rzeczą ważną, że to świątynia ewangelicka, pruskich zaborców i niemieckich okupantów. Kościół był tutejszym dziedzictwem kultury, dobrem tej kultury i nie wolno było go niszczyć. Warto drążyć tę historię i mówić o niej, gdyż zburzenie kościoła powinno być przestrogą, nauczką na przyszłość, nawet, jeśli wartość historyczna, artystyczna i architektoniczna budowli nie była zbyt duża. Wszystkie możliwe kryteria oceny walorów kościoła to wartości, dla wielu z nas relatywne, więc nieprecyzyjne. Dla niektórych historia wiąże się tylko z tym co polskie.
Kościół ewangelicki stanowił, w myśl koncepcji P. Bourdieu, tutejszy uprzedmiotowiony kapitał kulturowy, a jedyną pamiątką po nim są, pełne niewiadomych, fragmentaryczne opracowania historyczne oraz prezentowane tutaj fotografie. To właśnie również dzięki starym zdjęciom zauważamy, że czegoś nam dzisiaj w panoramie miasta brakuje. Historycy w swoich zasobach, i mieszkańcy w swojej pamięci praktycznie zapomnieli o fakcie istnienia i funkcjonowania tego przybytku wiary oraz jego oddziaływaniu na ówczesną mu rzeczywistość. Fotografia upomina się o pamiętanie przeszłości, świadcząc przekonująco: tak było.
Przedstawiłem miejsca, wprawdzie tylko dwa, jednak to dzięki ich wyborowi udało się zamieścić już kilkanaście fotografii. Do opowiedzenia poprzez fotografię jest jeszcze wiele historii miejsc, jednak przez wzgląd na ograniczoną objętość pracy chciałbym pokazać też inne aspekty wyrzyskiej kroniki fotograficznej. Rozdział 3 niniejszego opracowania zawiera w tytule m.in. pytanie: co fotografowano? Zaprezentuję teraz fotografie epizodów ważnych dla historii tego miejsca, pokażę, że są one ważnym uzupełnieniem historycznych tekstów pisanych, a w wielu przypadkach mogą te teksty zastępować.
Nie ma w tej pracy miejsca na pełne, chronologiczne przedstawienie wydarzeń popartych fotograficznym ich uzupełnieniem, nie jest to zresztą celem tego opracowania. Przedstawię i omówię fotografie dwu ważkich wydarzeń, z których mieszkający tutaj mogą być dumni.
Międzywojenne dzieje tego miejsca i jego mieszkańców były bardzo złożone. Po odzyskaniu przez te tereny niepodległości w 1920 r. pozostający osadnicy niemieccy uznawali, że powstały status tych ziem (przynależność terytorialna do Polski) był sytuacją przejściową, licząc jednocześnie, że rychło się on zmieni. Proporcje prawowitych, mieszkających tu od zarania dziejów Polaków do osiedleńców niemieckich były wtedy mniej więcej w stosunku 75% do 25% (na korzyść naszych rodaków). Dygresyjnie zauważyć należy (jest to w kontekście wydarzeń z 15 listopada 1936 r. ważnym spostrzeżeniem), że niemieccy mieszkańcy skupiali w swoich rękach procentowo większą ilość majątku, co przełożyć możemy na ich znaczniejszą niż polskich wyrzyszczan zamożność. I oto ci „biedni” Polacy z tego terenu potrafili się na tyle patriotycznie zmobilizować, by swą ofiarnością zadziwić i poruszyć Marszałka Polski, przybyłych gości, Polskę, jak i zapewne miejscową społeczność niemiecką.
Ważną postacią w dziejach tej miejscowości od 1935 r. był starosta Ludwik Muzyczka1. Będąc starostą powiatu wyrzyskiego, prowadził ożywioną działalność administracyjną i społeczną, walczył skutecznie z bezrobociem, zrealizował, także dzięki ofiarności obywatelskiej, budowę Powiatowego Domu Dziecka. To tylko część jego zasług i osiągnięć.
Z inicjatywy i na zaproszenie starosty Muzyczki oraz Powiatowego Komitetu „Daru na dozbrojenie armii” do Wyrzyska przybył 15 listopada 1936 r. (ważnym aspektem tego wydarzenia jest fakt, że było to w cztery dni po wręczeniu mu buławy marszałkowskiej) Generalny Inspektor Sił Zbrojnych Marszałek Polski Edward Rydz-Śmigły. Społeczeństwo Wyrzyska i powiatu wyrzyskiego ofiarowało wojsku, ze składek przeprowadzonych wśród ludności oraz 37 organizacji społecznych, 16 ciężkich karabinów maszynowych wraz z wózkami amunicyjnymi, zaprzęgami i 32 końmi. „Do uroczystości tej Wyrzysk przygotowywał się od dłuższego czasu, jednak, kiedy nadeszła wiadomość, że w uroczystości weźmie udział sam Marszałek, wśród miejscowego obywatelstwa zawrzało”2.
1Ludwik Muzyczka ur. 25 sierpnia 1900 r. w Krakowie, zm. w r. 1977 – podpułkownik piechoty Wojska Polskiego, działacz Związku Strzeleckiego. Żołnierz Legionów Polskich, od 1920 r. w Wojsku Polskim. Był członkiem PPS-u. W latach 1930-1933 był komendantem tajnego Północnego Okręgu Związku Strzeleckiego działającego na obszarze Wolnego Miasta Gdańska i Prus Wschodnich. Za działalność w Związku został wydalony z Gdańska przez Senat Gdański. Następnie był starostą powiatu w Wyrzysku i inspektorem terenowym przy Komendzie Pomorskiego Okręgu ZS. Mianowany podporucznikiem rezerwy piechoty ze starszeństwem z 1 września 1931 roku. W 1934 roku zajmował 424. lokatę na liście starszeństwa oficerów rezerwowych piechoty. Miał wówczas przydział mobilizacyjny do 1. Pułku Piechoty Legionów i pozostawał na ewidencji Powiatowej Komendy Uzupełnień Wilno Miasto. We wrześniu 1939 r. dowodził oddziałami samoobrony powiatu Wyrzysk. Następnie dowodził samoobroną Inowrocławia jako komisaryczny prezydent tego miasta. Po 17 września przedostał się pod nazwiskiem Sułkowski do Warszawy, gdzie nawiązał kontakt z tworzącą się Organizacją Orła Białego. W czerwcu 1940 r. przeszedł z organizacją do ZWZ. W latach 1941–1944 pozostawał szefem Biur Wojskowych w Komendzie Głównej ZWZ-AK. W latach 1947-1948 i 1950-1954 był więźniem stalinowskim.
2 Tekst pochodzi z „Dziennika Poznańskiego” z 17.11.1936
Fot. 20. „…Miasto udekorowano zielenią, kwieciem i flagami o barwach narodowych. Nastrój odświętny(…) niezliczona rzesza miejscowego i okolicznego społeczeństwa zjechały zawczasu, by uczestniczyć w tej ceremonii”1. Fotografia pochodzi ze zbiorów TPW, została wykonana przez nieznanego fotoamatora w dniu wizyty marszałka. Do fotografii tej wrócę jeszcze w dalszym tekście, publikując zapis rozmowy nagranej z p. Łukowską, osobą, z którą przeprowadziłem wywiad na temat historii przedstawianych jej fotografii z moich zbiorów.
1 Ibidem.
Powyższa fotografia pokazuje Wyrzysk, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem. Moje zdumienie budzi to, jak odświętnie ten właśnie fragment miasta został udekorowany. Budynki, ich elewacje upiększone girlandami, w oknach i na balkonach kwiaty, wzdłuż chodników zielone gałęzie klonów i brzóz. Pędzący brukowaną ulicą rowerzyści nawet koła udekorowali kolorową krepą, za nimi kawaleria ułanów 16. pułku, a wokół, na chodniku, w oknach i na balkonach wielu odświętnie ubranych wyrzyszczan. Nigdy nie widziałem Wyrzyska takiego, dlatego sądzę, że sfotografowana uroczystość była wydarzeniem najwyższej wagi dla jego mieszkańców.
Gdy patrzę na to zdjęcie, nasuwa się spostrzeżenie: uroczystość musiała być dla tutejszej ludności wielkim wydarzeniem patriotycznym, gdyż nie da się zarządzić odgórnie, zadekretować poleceniem uroczystego wystroju prywatnych posesji, nie można nikogo zmusić do tego nakazem. Z fotografii jasno wynika, czym była, jakie znaczenie miała i jakie nadzieje budziły dobrowolna zbiórka pieniędzy i uroczyste wręczenie broni, a do tego obecność Marszałka Polski.
Fot. 21. 75 lat później z tego samego miejsca (balkon kamienicy pp. Nosków) wykonałem fotografię porównawczą. Kamienice po lewej wyglądają dziś nieco gorzej (w drugiej kamienicy po prawej stronie mieszkam od trzydziestu lat, jest mocno „nadgryziona zębem czasu”), widocznej zmianie na lepsze uległa tylko nawierzchnia ulicy. Pytałem ludzi w mieszkaniu, z którego wykonano zdjęcie, czy mogą przypuszczać, kto wykonał tę archiwalną fotografię, jednak są zbyt młodzi, aby mogli coś na ten temat wiedzieć.
Prezentowane materiały fotograficzne można uzupełniać wiedzą na powyższy temat z rozmaitych dostępnych materiałów historiograficznych. Ciekawsze jednak są cytaty z gazet i czasopism, które udało się zdobyć przy pomocy „informatorów”, pasjonatów fotograficznych historii. Opis wizyty z „Dziennika Poznańskiego” przesłał mi pan Roman Tadych (mieszkający teraz w Kcyni, kiedyś mieszkaniec pobliskiego Osieka n. Notecią). Gdyby obecnie wspiąć się na wyżyny literackich umiejętności i starać się bardzo, to i tak trudno dorównać kwiecistemu, emfatycznemu opisowi autora tekstu pt. „Naczelny wódz przyjmuje dar powiatu wyrzyskiego dla armii”. Poza tym, właśnie te barwne cytaty1, przytoczone w oryginalnej pisowni, stylistyce i składni, nadają niespotykanej kolorystyki opisywanemu wydarzeniu. Opis wzbogacę także wspomnieniami z nagranych wywiadów, które przeprowadziłem na potrzeby niniejszej pracy.
1 Na dowód barwności języka użytego do opisywanych wówczas wydarzeń przytoczę fragment tekstu z gazety „Dziennik Gdyński”, niestety, nie zachowały się tytuł oraz wzmianka o autorze artykułu.
Gdynia, niedziela 22 listopada 1936 r.:
„Jak Wyrzysk Wyrzyskiem, nic podobnego jeszcze nie było. Gdzie mu tam do tak wielkiej uroczystości.
Co z tego, że to stolica dużego granicznego powiatu, kiedy nawet dojechać tam trudno. Do dworca kolejowego w Osieku dobrych parę kilometrów. Powiat duży, rozrzucony. Inne miasteczka, takie Nakło na przykład, przerosły powiatową stolicę.
W Polsce na pewno jest dużo ludzi, co nigdy o Wyrzysku nie słyszało.
Ale dziś Wyrzysk kazał mówić o sobie całej Polsce. Mała mieścinka graniczna historycznego dostąpiła zaszczytu.
Marszałek Polski Śmigły-Rydz pierwszą swą podróż marszałkowską odbywa dziś do Wyrzyska, do skromnej stolicy granicznej Krainy, do tego miasteczka bez dworca kolejowego, do tych kilku tysięcy mieszkańców.
Na trybunach moc białych otoków rezerwistów – 16 pułku ułanów.
Licznie zjechali się ziemianie z Wielkopolski i Pomorza. Cała Bydgoszcz stanęła w Wyrzysku. Jest Prezydent Barciszewski, przedstawiciele wszystkich władz Bydgoskich. Przyjechali tu wcześniej od Marszałka, którego witają dopiero teraz w Osieku. Opowiadają o tym, jak witano go w Bydgoszczy. Jak tłum zmiótł kordony, jak dzieci do rąk Marszałkowi wpychały ofiary na Fundusz Obrony Narodowej, jak spokojna Bydgoszcz szalała na placu dworcowym, na który na chwilę wyszedł z pociągu Marszałek.
Pręży się przed trybuną kompania chorągwiana „murowanego” 61 pułku piechoty. Dzwonią okuciami konne uprzęże. (…)
Głośna, krótka komenda. Błysk broni. Dźwięki hymnu narodowego. Głośne, milknące i znowu wybuchające okrzyki „Niech żyje” i pewnym wojskowym krokiem w otoczeniu grupy generałów, oficerów i władz Marszałek przechodzi przed frontem kompanii, salutuje chorągiew i szybko idzie wzdłuż zamarłych na baczność oddziałów…”.
Fot. 22. Uroczysty przejazd marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego na stadion miejski w Wyrzysku. Fotografia ze zbiorów p. J. Jagodzińskiego.
„… Ze stacji (w Osieku) udał się korowód samochodów do Wyrzyska gdzie u wlotu do miasteczka ustawiono ukwieconą i ozdobioną godłami państwowymi bramę triumfalną. (…) Na bramie widniał napis „Witaj Wodzu Kochany”1. „Po powitaniu chlebem i solą przez burmistrza miasta Jagodzińskiego „… marszałek Śmigły-Rydz, wsiadł do pięknego landa, zaprzężonego w 4 konie i wśród niemilknących okrzyków „niech żyje” odjechał na błonia miasteczka, na których miały się odbyć właściwe uroczystości”2.
I kontynuując, ale już za „Dziennikiem Gdyńskim” czytamy, co następuje po przyjeździe wodza na stadion: „… Cicho zatrzymuje się powóz na prawym skrzydle oddziałów. Z kozła zeskoczył lokaj w cylindrze, w białych pończochach i czarnej liberii, zdobnej w złote plecione sznury – tak jak w starych obrazach. A z malowniczego wspaniałego powozu z herbami hrabiów Bnińskich z Samostrzela wyszedł w skromnym sukiennym płaszczu żołnierskim Marszałek Polski Śmigły-Rydz…”3.
1 Tekst pochodzi z „Dziennika Poznańskiego” z 17.11.1936.
2 Ibidem.
3 Tekst pochodzi z wycinka gazety „Dziennik Gdyński”, który odnalazłem wśród zdjęć podarowanych mi przez p. Łukowską. Nie jest to cały artykuł, tylko jego część, zachowała się jednak data wydania egzemplarza: Rok I. Gdynia, niedziela 22 listopada 1936 r.
-Kownacki, Wiktor Thommée (fot. ze zbiorów prywatnych p. J. Jagodzińskiego).
Niewielu pozostało już ludzi pamiętających tamte ważne i podniosłe chwile. Biorąc pod uwagę czas, który minął, ktoś, kto mógłby jeszcze coś pamiętać musiałby mieć dzisiaj blisko albo powyżej dziewięćdziesięciu lat. Wiek mogących udzielić informacji osób, które w luźnej rozmowie, przy kawie chciałyby, na podstawie oglądanych zdjęć, wydobywać z zakamarków pamięci określone wspomnienia, jest sprawą istotną. Próbowałem dotrzeć do osób ważnych dla mojej pracy, a to z racji możliwej do założenia ich wiedzy na interesujące mnie tematy. Wystąpiły jednak obiektywne trudności, poczynając od typowych dla wieku starszych ludzi kłopotów z komunikacją ze światem zewnętrznym (niedowidzenie, niedosłyszenie, miażdżyca tętnic potocznie nazywana sklerozą), a kończąc na nieufności i podejrzliwości skierowanej do osób im nieznanych. Mimo trudności udało mi się porozmawiać do tej pory z kilkoma starszymi osobami. M.in. z p. Janiną Łukowską, długoletnią wychowawczynią przedszkolną, p. Józefem Kropaczem, długoletnim dyrektorem wyrzyskiej biblioteki i p. Grzegorzem Melą, z zawodu mistrzem piekarskim, przez długie lata związanym z wyrzyską ochotniczą strażą pożarną.
Fot. 24. Marszałek Edward Rydz-Śmigły przed frontem kompanii honorowej 61. Pułku Piechoty Wielkopolskiej. Poczet sztandarowy salutuje sztandarem przed Marszałkiem, któremu towarzyszą generałowie: Tadeusz Kasprzycki, Władysław Bortnowski (fot. z albumu p. Łukowskiej).
Zamiast poszukiwania informacji ze źródeł pisanych i przytaczania ich pod każdym ze zdjęć, posłużę się spisanym fragmentem rozmowy na temat wizyty Marszałka, wywiadu, którego udzieliła mi p. Łukowska, osiemdziesięcioczteroletnia mieszkanka Wyrzyska, w swoim ogrodzie latem 2011 roku.
P. Brzezinski – … To zdjęcie, może wie pani coś na temat tego zdjęcia, wykonanego z balkonu pp. Nosków (mowa tutaj o fotografii nr 19 – rowerzyści, żołnierze na koniach)?
P. Łukowska – No jak, rowery i konie, to wtedy, co Rydz-Śmigły tu był, bo pamiętam, jak przyjeżdżali, bo go karetą przywozili, i pamiętam, że nam, dzieciom, nie było wolno wyjść na ulicę w ten dzień, a my w oknach żeśmy siedzieli.
P.B. – Ale dlaczego nie wolno było wychodzić dzieciom?
P.Ł. – Bo za dużo ludzi, podeptaliby wszystkich (wszystkie dzieci).
P.B. – Właśnie, proszę mi opowiedzieć, jak to było.
P.Ł. – Mogliśmy oglądać tylko przez okna, jak przejeżdżał Rydz-Śmigły, Jechał razem z biskupem, jak nazywał się ten biskup? Laubitz, z Laubitzem przyjechał Chłapowskiego tą piękną bryczką. Taką piękną bryczką, co to królowie, królowa Elżbieta taką jeździła. Ja przez okno patrzyłam, to akurat jechali. Na przedzie rowerzyści, konie; w oknie siedziałam, jak ich witali. Bo nasz Janeczek i Janusz służyli do mszy, u góry, na stadionie.
Fot. 25. Marszałek Edward Rydz-Śmigły uczestniczy we mszy polowej. Za marszałkiem siedzą od prawej: starosta krajowy Ludwik Begale, generałowie – Edmund Knoll-Kownacki, Wiktor Thommée, wojewoda poznański Artur Maruszewski, z drugiej strony widoczny gen. dyw. Tadeusz Kasprzycki (fot. ze zbiorów Izby Pamięci TPW).
P.B. – Bardzo się cieszę, że udało się nam to zdjęcie „rozgryźć”, gdyż miałem wątpliwości: rowerzyści, z tyłu konie, tylko miasto przystrojone jak w Boże Ciało. Jednak rowerzyści nie pasują do Bożego Ciała. Właśnie ten napis „Serdecznie witamy” kierował mnie intuicyjnie na Rydza-Śmigłego.
P.Ł. – Pamiętam, jak oni wjeżdżali do Wyrzyska, bo ich odbierali z Osieka, i tą powózką w sześć koni wjeżdżali na rynek. I pan wie, jakie to było piękne, Boże kochany, w tej karocy, jak pięknie wyglądali, elegancko. A potem jak ich już przywieźli, to z tymi końmi na bok odjechali.
P.B. – A ile było wtedy ludzi na tej uroczystości?
P.Ł. – Strasznie dużo, miasto było pełne ludzi i wojska. Nie kazali nigdzie się kręcić, był taki przykaz, żeby żadne dziecko na ulicy się nie pokazało. Różnie przecież to mogło być: i Rydz-Śmigły, tu Niemcy też byli, przecież mogła być strzelanina, no, różnie mogło się stać.
P.B. – A pani była tam, u góry na stadionie?
Fot. 26. Przewodniczący komitetu uroczystościowego rtm. Jerzy Paweł Dzwonkowski (odwrócony) przekazuje marszałkowi Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu, ufundowaną przez społeczeństwo powiatu wyrzyskiego, broń dla WP. Widoczni również generałowie: Edmund Knoll-Kownacki (pierwszy z lewej), NN, Tadeusz Kasprzycki (przy mikrofonie), Władysław Bortnowski (obok Kasprzyckiego), NN (czwarty z prawej) oraz wojewoda poznański Artur Maruszewski (trzeci z lewej), (fot. ze zbiorów Izby Pamięci TPW).
P.Ł. – Widziałam to z okna naszego domu, nic więcej, potem tylko słyszałam od matki i ojca, jak wracali i opowiadali. Janeczek nasz tam był, służył do mszy, on mógłby więcej powiedzieć, ale nie żyje. Widziałam tylko ten wjazd, nigdy go nie zapomnę, ciągle go mam w oczach (słychać w głosie
p. Łukowskiej wzruszenie). No i mówili, że Kożlikowski dał bryczkę, a to nieprawda, ani konie, ani bryczka jego nie były, bo on nie miał takiej bryczki; to tylko Chłapowski miał taką bryczkę. Bo my też mieliśmy taką, ale inną bryczkę, taką z lampami na boku, mniejszą, a ta to była taka złocona karoca, prawdziwa jak u hrabiów. I tych „biednych” Chłapowskich wtedy wyrzucili1.
P.B. – A to zdjęcie (fot. 26.)?
P.Ł. – No, widzi pan, ile ludzi było (z pretensją w głosie); i pan się dziwi, że dzieciom nie pozwolili tam iść. Mój ojciec był gdzieś tutaj, na zdjęciu. Pamiętam ten krzyż u góry (na stadionie), bo to zostało; jak on wyjechał, to my żeśmy ten krzyż oglądali.
1 W opowiadanie pani Łukowskiej wkradają się wątki wspomnień związane nie tylko z omawianym akurat tematem i fotografią. Zdanie w rozmowie odnośnie do powozu; „ i tych biednych Chłapowskich wtedy wyrzucili” dotyczy innego omawianego przez nas wtedy tematu na podstawie fotografii. Chodzi tu o czas wyzwolenia po drugiej wojnie światowej, opanowanie majątku i doszczętne splądrowanie go przez plutony Armii Czerwonej, następnie zawłaszczenie przez władzę ludową. Oczywistym jest, że prawowici właściciele zostali z niego wyrzuceni i właśnie o tej sytuacji mówi moja interlokutorka.
Fot. 27. Widok na trybuny podczas przemówienia Naczelnego Wodza1 (fot. ze zbiorów Izby Pamięci TPW).
P.Ł. – A to Rydz-Śmigły z bliska, (o fot. 27.), piosenkę taką o nim śpiewaliśmy.
1 Aby dopełnić całości i pokazać wagę tego, co się tutaj 15 XI 1936 r. wydarzyło, tego, jak ważne było wtedy pokazanie całej Polsce ważności daru przekazanego przez tę małą i ubogą społeczność, nie mogę nie przytoczyć tutaj spontanicznego i bardzo emocjonalnego przemówienia, które wygłosił Marszałek. Oracja pochodzi z wyżej już cytowanego „Dziennika Poznańskiego”.
„… Po przeglądzie wszystkich organizacji, mszę polową odprawił ks. biskup Laubitz.
Następnie odbył się uroczysty akt wręczenia P. Marszałkowi obywatelstwa honorowego 13 gmin powiatu wyrzyskiego oraz przejęcia 16 ciężkich karabinów maszynowych z wózkami amunicyjnymi i 16 granatników oraz 32 koni w posiadanie przez Armię, przy czym Naczelny Wódz wygłosił następujące przemówienie:
Szanowni Państwo!
Nie miałem zamiaru i nie było w programie, ażebym przemawiał. Niemniej jednak uroczystość tak wyjątkowa wymogła na mnie wypowiedzenie kilku słów. Dzień dzisiejszy, który, mimo tak spóźnionego sezonu, jednak przybrał tak wielkie i uroczyste rozmiary, sprowadził takie tłumy tutaj i doprowadził do tego bardzo serdecznego zbliżenia szerokich mas społeczeństwa do polskiego żołnierza – jest zakończeniem pewnego dzieła, które trwało dłuższy okres czasu. Dzień dzisiejszy, jak każdy dzień nie jest bez wczoraj i nie jest bez jutra. Czym było to wczoraj? — Nim doszło do tej realizacji w postaci materialnej tej ilości broni, trzeba było rzucić inicjatywę, trzeba było zejść się, porozmawiać, trzeba było zachęcić się nawzajem, znaleźć odpowiednie słowa, które by poderwały do wysiłku, do ofiary. O czymże mówiono? Mówiono, rzecz prosta, o Armii, o Żołnierzu, którego szczęściem dla Polski tak kocha społeczeństwo polskie. Mówiono, że trzeba by, żeby ta Armia, Ojczyzna nasza, aby państwo polskie było jak najsilniejsze. Dla tego Państwa, dla tej siły nas wszystkich trzeba zrobić wysiłek ochotniczy. Trzeba zrobić więcej, aniżeli to, co ogół dotychczas przyzwyczaił się uważać za normę obowiązków obywatelskich. To, co dziś widzimy, jako materialny wyraz, czymże jest? – Nie jest czyimś nakazem, obowiązkiem jak podatek, który trzeba płacić. Jest wolą ochotniczego społeczeństwa tutejszego, to znaczy, że wszystko jedno, czy kto bogaty, czy biedny, bez względu na możliwości materialne i bez względu na to, co kto posiada, każdy dobrowolnie chciał dać swój wysiłek dla tej właśnie ogólnej sprawy, a nie swego osobistego dobra. Mówię o tym z następujących powodów: oto gdyby trzeba było bronić naszej Ojczyzny, to nie tylko te karabiny maszynowe broniłyby jej, nic tylko pociski z tych luf lecące raziłyby wroga, ale przeciwstawiłyby się jemu także te siły moralne, które właśnie rodzą się i
wyzwalają przy tego rodzaju aktach, jak dzień dzisiejszy, jak te wszystkie dni, które go
przygotowały tu, wśród ludności powiatu wyrzyskiego. Dlatego, jako reprezentant wojska i jako ten, który ze swego obowiązku musi myśleć właśnie nie o dniu jednym, oderwanym, ale na dalszą metę o wczoraj i jutrze, i nie o swoich sprawach, ale o sprawach nas wszystkich – serdecznie dziękuję powiatowi wyrzyskiemu za inicjatywę i wysiłek tak duży, który tę inicjatywę uwieńczył”.
Fot.28. Marszałek w czasie niezaplanowanego, spontanicznego przemówienia do zgromadzonych na płycie stadionu 40 tys. ludzi (fot. ze zbiorów Izby Pamięci TPW).
Przytoczony powyżej fragment wywiadu z p. Łukowską jest zapisem dosłownym rozmowy, która przeniesiona na papier dużo traci ze swej wymowy. Nie sposób przy tym przelać na papier ekspresji wypowiedzi, intonacji wypowiadanych sądów, wzruszenia czy żalu zawartego w głosie.
Pamięć tej starszej kobiety nie pokrywa się w stu procentach z faktami i tzw. prawdą historyczną. Ale delikatność materii, takt i szacunek dla niej nie pozwalały mi na kwestionowanie w czasie naszej rozmowy wypowiadanych przez nią słów. Dlatego nie poprawiałem jej wypowiedzi związanych z liczbą koni w „karecie” wiozącej marszałka (na fot. 21. widać, że konie były 4). A w powozie (nie widać tam czwartej osoby, fot. 21.) prawdopodobnie nie było biskupa Laubitza. Na dowód spójrzmy na fot. 29.
Fot. 29. Biskup Laubitz i inni księża wchodzą na stadion, gdzie za chwilę odbędzie się msza polowa (fot. ze zbiorów J. Kopacza).
Na fot. 29. widzimy, że biskup z innymi księżmi idzie bez osób świeckich, nie widać ani przed nim, ani za nim Marszałka, starosty czy generała, widocznych na fot. 21. Logicznie rozumując: wysiadając z powozu wszyscy czterej i idąc na miejsce uroczystości, powinni być razem lub w niedalekiej od siebie odległości.
Jednak nie te, naprawdę drobne nieścisłości są ważne. Ważne jest to, że jeśli czegoś nie rozumiałem przed odbytą rozmową, to po niej nie miałem już żadnych wątpliwości. Epizod „przekazania broni dla armii” z udziałem Marszałka był wielce ważnym wydarzeniem nie tylko dla ówczesnych władz, ale i dla zwyczajnych ludzi, którzy już całkiem niedługo mieli się przekonać o prawdziwości swoich obaw i okrucieństwie wojny.
Fot. 30. Ta fotografia to pamiątka po przeprowadzonych rozmowach. Nie ma sposobu, aby ukazać na niej klimat rozmowy, który wtedy panował. Łagodność i pogodne usposobienie rozmówczyni, z jednoczesną wyjątkową precyzją omawiania na podstawie zdjęć wydarzeń, na długo zapadną w mojej pamięci (fot. autora).
Na koniec zadam pytanie: jaka była rola fotografii w tym wywiadzie? W przypadku naszej rozmowy oprócz wywołania u p. Janiny wspomnień doniosłości wydarzenia, okazała się niechcący sztuką delikatnie demaskatorską, pokazującą prawdę o małym, nieważnym szczególe – o liczbie koni w zaprzęgu. Cóż, taka właśnie jest rola zdjęcia: koryguje nieścisłości, doprecyzowuje fakty. Najważniejsze jednak jest to, że fotografia daje nam dowody na prawdziwość zdarzeń, weryfikując jednocześnie pewne luki w naszej pamięci. W tym przypadku zupełnie nieważne jest, czy koni było 6, czy 4, albo czy w powozie jechał biskup, czy też nie. Ważny jest fotograficzny certyfikat doniosłości wydarzenia, wystawiony przez oko kamery fotograficznej, i jego legitymizacja, wystawiona przez moją rozmówczynię.
Fot. 31. Przemarsz pocztów sztandarowych i organizacji społecznych przed trybuną honorową (fot. ze zbiorów Izby Pamięci TPW
Fot. 32. Grupa mieszkańców w strojach ludowych, która po odtańczeniu regionalnych pląsów stworzyła „żywy” obraz z trzymanym w rękach napisem: „NIECH ŻYJE MARSZAŁEK” (ze zbiorów J. Jagodzińskiego).
Różne źródła podają różne dane. W artykule z „Dziennika Poznańskiego” czytamy: „w uroczystości wzięło udział 40 tys. osób”, a w „Dziejach Wyrzyska” podaje się 50 tys. Wyrzysk wówczas liczył sobie 1679 mieszkańców, z tego 1477 było Polakami. Jak ta nieliczna grupa ludzi poradziła sobie z organizacją tak wielkiego przedsięwzięcia?
Wszystko, co powyżej napisałem na temat tamtego ważkiego wydarzenia, pokazuje, jak mała społeczność, germanizowana przez prawie 150 lat, a potem żyjąca w cieniu niepewności co do zamiarów niemieckiego sąsiada (myślę o bliskości pośredniej – pobliże granicy polsko-niemieckiej i bezpośredniej – sąsiedztwo współmieszkańców), może wspiąć się na najwyższy szczebel ideałów patriotyzmu.
Opisując epizod związany z Wyrzyskiem, tj. pobytem Marszałka Polski, starałem się odwrócić kolejność w konstruowaniu opowiadanej historii. Wcześniej dobierałem i umieszczałem w pracy fotografie, następnie sam opisywałem lub też szukałem potwierdzających je opisów. Chciałem tym razem odwrócić utarte szlaki, mocno zakorzenione w opisywaniu wydarzeń role, to znaczy uczynić, aby to nie fotografia ilustrowała dany tekst, a tekst „ilustrował” fotografię. I mam nadzieję, że po części się to udało.
Fotografie nie zastąpią pisanego słowa, ale i słowo nie zastąpi fotografii. Istnieje między nimi swego rodzaju symbiotyczny związek. Można opowiadać godzinami lub napisać wiele stron tekstu. Zawsze jednak czegoś brakuje, brakuje legitymizacji, czyli potwierdzenia prawdy snutego opowiadania czy napisanego tekstu, a najlepszym świadectwem tego, co było, jest fotografia.
Na początku tego rozdziału zaznaczyłem, iż nie ograniczę się tylko do analizy fotografii miejsc, lecz udowodnię również, że fotografie przedstawiające wydarzenia i ludzi są nie mniej ważne. O ważnych miejscach i ważnym wydarzeniu, wprawdzie tylko jednym, już napisałem1. Teraz chciałbym pokazać, że kapitał kulturowy zawiera się również w historiach opowiadanych fotografią, poprzez pokazywanie zwykłych, przeciętnych ludzi. Powstają zatem pytania: Jak skonstruować fotograficzną historię przeciętnego, skromnego człowieka i zilustrować ją opowieścią? Z wielu fotografii i wielu historii mogę wybrać tylko jedną. Którą?2
1 Wśród równie ważnych wydarzeń (i miejsc z nimi związanych) z historii miasta, które mógłbym „opisać” fotografią a „zilustrować” tekstem, jest m.in. historia wyrzyskich Żydów, budowa kolei Berlin-
-Królewiec oraz cykl fotografii pod wspólnym tytułem: rzemiosło-usługi-handel, Wyrzyska Kolej Wąskotorowa, infrastruktura komunalna – m.in. elektryfikacja, Powiatowy Dom Dziecka, Sierociniec, Powstanie Wielkopolskie, komunikacja, poczta, kino, targ na rynku, zorganizowanie w 1936 r. wystawy rolniczej, jednej z największych w kraju, którą zwiedziło 37 000 osób, Wernher baron von Braun, organizacje i stowarzyszenia: Bractwo Kurkowe, Chór „Halka”; kościół katolicki, okupacyjne dzieje Wyrzyska. Każdy temat ciekawy do podjęcia, szczególnie ten ostatni; niestety, wszystkiego nie można opisać.
2 Dylemat właściwego wyboru ciągnie się za mną od początku pisania tego rozdziału. Dla czytającego ten tekst może stać się irytujące ciągłe stawianie tego rodzaju pytań. Jednak chcąc udowodnić założenie pracy, że fotografia jest kapitałem kulturowym Wyrzyska, jednocześnie nieodzowne jest stawianie sobie pytania: na podstawie jakich fotografii to zrobić?