„Przedostatnia scena balkonowa” – Zdzisław Seroka
już amarantowym rumieńcem świt oblany
wytoczył się nad wyrzyskie moreny
niedzielne łuki zatoczył
z każdej miejskiej strony
już za chwilę wychynie jasnokrwiste słońce
nad zaróżowionym widnokręgiem
od złocistego wschodu wschodów
niewiele ponad
neogotycką wieżę świątynną
za moment ugrem jasnym malowaną
w chwilę później pobieloną światłem
w małych miastach zawsze wiadomo
w którym kościele
dzwonią na jutrznię
dźwięczne nawoływania Stwórcy
więc znów mam przedreptać
tych metrów chyba z tysiąc lub więcej
przedreptać dobre sobie
niedościgłe marzenie staruszki o brzasku
przetoczę się raczej przesunę przepełznę
jak kosmata zielona liszka
drogą ciernistą prosto do celu
los pusty na karku podźwignę uparta
i dziwić się nie masz czemu
wszak nawet mędrzec najtęższy
życia od męki oddzielić na dłużej
nie potrafi
wsparta na kolumnach wiekowego balkonika
odrzucam dość śmiało
moją towarzyszkę drewnianą laseczkę
już chcą turkotać wartko koła
dwukołowego chodzika
po nierównościach trotuaru z figur
prężą się i kurczą wątłe mięśnie
na rączkach żylaste dłonie
idźmy
tam ktoś wyraźnie woła
i jeszcze jeden do celu krok
jeszcze jeden a każdy kosztuje
dopomóż matuchno w tej walce cieni
człowiek tak miękki i słaby
źdźbło żyta złamane wichurą
cichnie maleje
spójrz trudno niekiedy
sprawować władzę nad własnym ciałem
tu róg Pocztowej ze wspomnieniem Staszica
odpocznę chwilę z boku przy murze
odsapnę oddechem rwanym
obronię się przed natręctwem spojrzeń
udawanego współczucia
nie mogę słaba polec
w żelaznym uścisku przeciwności
obok kamiennej Chrystusa figury
mojej dziewiątej stacji drogi
przystanę dłużej
by uparcie próbować pokonać
słabość ludzkiej natury
nie byłoby godne upaść tutaj
po raz trzeci
to już zaręczam kiedyś było
mostem wielkiego starosty Ludwika
zsunę się trochę niżej
życzliwy uśmiech poranka poślę młynom
i coraz gęściejszym twarzom
patrzy z cokołu największy z Janów
przygarbiony ciężarem myśli papieskich
w kruchcie Marcinowego kościoła
ogłaszam wewnętrzne zwycięstwo
nad fizycznym niedomaganiem
bezsilnością mało władnych nóg
z Twoją pomocą zawsze zwyciężę
wybiły kościelne dzwony zaranną godzinę siódmą
zawtórowały im srebrzyście dzwonki
na wejście
(grudzień 2013 r.)