FOTOGRAFIE WYRZYSKA JAKO KAPITAŁ KULTUROWY MIASTA. OBRAZY, TWÓRCY, RECEPCJA. CZ.5

Fotografia – „mowa ludzka”[1]

 

 

Jeden obraz (fotografia) wart jest tysiąca słów[2] – to powiedzenie, którym operuję, które jest ze mną od początku przygody z fotografią, które wrosło w moją podświadomość, nabiera dla mnie współcześnie szczególnego znaczenia. Fotografie Wyrzyska, ich recepcja, próba odczytania treści, które ze sobą niosą, przekaz autorski i historyczny, to właśnie te wspomniane powyżej tysiąc słów informacji.

Urszula Czartoryska, cytując M. McLuhana, pisze, że „wynalazek fotografii stanowi moment przejścia ludzkości z fazy człowieka typograficznego (posługującego się pismem) do fazy człowieka graficznego (posługującego się obrazem)”[3]. Nawet bez zbytniej spostrzegawczości zauważyć możemy, iż
w dobie obecnej panuje powszechne przekonanie o tym, że obraz staje się ważniejszy niż słowo pisane. Poprzez telewizję, prasę, internet, wszechobecne billboardy, plakaty, reklamy, słowo pisane staje się coraz mniej ważne. Nasza cywilizacja, oparta do tej pory przede wszystkim na słowie mówionym i pisanym zamienia się w kolorowe obrazki. Swoistym fenomenem fotografii jest to, że jest ona dzisiaj informacyjnym medium masowym (używają jej wszystkie środki masowego przekazu), będąc równocześnie stosowaną przez wielu ludzi. Polega to na tym, że nie jest już dzisiaj potrzebna techniczna wiedza i umiejętność wykonywania fotografii, posługiwania się aparatem fotograficznym. Do pewnego momentu (myślę, że do początku XXI wieku, kiedy to pojawiły się aparaty, tzw. idiotencamera, a nieco później aparaty cyfrowe, w których przestały obowiązywać umiejętności fotografowania), aby wykonać poprawnie naświetlone zdjęcie, potrzebne były określone umiejętności techniczno-
-specjalistyczne z zakresu fizyki (wiedza nt. optyki, światłoczułości materiału negatywowego i pozytywowego, preselekcji czasu naświetlenia i przysłony), a samodzielne wywołanie filmu i zrobienie z niego papierowych odbitek wymagało wiedzy z podstaw chemii.

Fotografię uznać możemy za swego rodzaju fenomen społeczny. Susan Sontag mówi o fotografowaniu jako o wykonywaniu społecznego rytuału[4],
a Marshall McLuhan sformułował tezę, że „wszystkie środki masowego przekazu, poczynając od wynalezienia możliwości druku, zrewolucjonizowały psychikę ludzi nie tyle przez to, co przekazują, lecz przez sam fakt ingerencji w życie społeczeństw”[5]. Obie powyższe opinie podzielam, rytuałem wielu z nas jest wykonywanie zdjęć z każdego możliwego miejsca naszego pobytu (np. wakacyjnego), każdej uroczystości (śluby, komunie, chrzciny, imieniny)[6], towarzyskiego spotkania, a nawet z nudnego, niczym się niewyróżniającego zacisza domowego, podczas bardzo prozaicznych zajęć. Większość z tych zdjęć zostaje obejrzana tylko raz, w czasie ich zgrywania na dysk twardy naszego komputera. Fotografujemy wszystko. Fotografujemy torebki w sklepie, warianty uczesań u fryzjera, tipsy w „studiu paznokci”, podlewaczki ogrodowe i kabiny prysznicowe, także po to, aby je przesłać MMS-em i zapytać o zdanie kogoś bliskiego. Powyższa fotografia zastąpiła opis słowny, opowiadanie zostaje wyparte przez obraz.

Fotografując, produkujemy coraz więcej obrazów, w ogólnym przekonaniu fotografia staje się ważniejsza niż słowo. Uważam jednak, że nie jest w stanie ze słowem mówionym wygrać, może jedynie je wspomagać. Obraz będzie zawsze tylko instrumentem, narzędziem bardzo potrzebnym, jednak zawsze tylko drugorzędnym. Nie jest ona, fotografia, w stanie przekazać tego samego, co przekazują słowa wypowiadane, nie przekażą czasu, trybu, intonacji. W tym, co powyżej jest trochę Sokratejskiego postrzegania przez wielkiego filozofa słowa pisanego[7], (jak mniemam odnosi się to również do wszelkiego rodzaju obrazów). Fotografia, jako statyczny, martwy przekaz, może być interpretowana w zależności od intencji patrzącego, oglądającego.

Fotografia bez tytułu, bez opisu, nigdy nie będzie odczytana równoważnie. Jej treść możemy zawsze dekodować subiektywnie, stronniczo, w odniesieniu do naszej wiedzy empirycznej, historycznej, także empatii, ale również niechęci, oraz wszystkich innych doświadczeń z naszego kręgu kultury. Mimo że „oddychamy przestrzenią tworzoną przez fotografię”[8], nieodzownym jest próbować uczyć się ją odpowiednio „czytać” i dekodować, adekwatnie do jej treści, pomysłu autora i tego, co chciał nam przekazać (pokazać). Fotografia utrwala wszystkie „…bezcenne głosy postaci z przeszłości, które zostałyby utracone, gdyby nie uwaga, którą poświęcił im aparat fotograficzny, nawet jeśli czasem znalazł się on w nonszalanckich (czytaj: amatora) rękach”[9]. Wielu historyków traktuje fotografię jako poślednie i marginalne, niezbyt ważne i nieco gorsze źródło informacji. Dużo bardziej wolą czerpać wiedzę z pisanych świadectw i przekopywania przepastnych czeluści archiwów. Myślę, że fotografie, które posiadają opis tekstowy pokazywanych przez nie wydarzeń, mogą być bardzo ważnym dokumentem opisującym daną historię. „Zdjęcia mogą zostać wykorzystane jako źródło dokumentujące nieistniejące już warunki materialne, idee, kulturę czy epokę. Ponadto treść fotografii może zostać potraktowana jako wyraz odczuć, sugerowanych przez umysł”[10] fotografującego. Fotografie, które zebrałem, dokumentalne obrazy dawnego Wyrzyska, to właśnie przedstawienia miejsc często już nieistniejących, zmienionych urbanistycznie, czasami niewiadomych (są miejsca na posiadanych przeze mnie fotografiach, gdzie nie potrafię, szukając także pomocy u innych starszych mieszkańców, określić miejsca fotografowanego, mimo iż jest pewnikiem, że zrobiono je w Wyrzysku). Treści niesione przez te fotografie to nie tylko dziedzictwo historyczne i wartości lokalnej kultury, wskazanie zachodzących zmian, to także przekaz wrażeń zmysłowych osób wykonujących fotografie.

 

 

Wnioskowanie i interpretacja fotografii

 

 

Zobaczyć to nie to samo, co widzieć. Fotografie proszą nas
o zauważenie tego, co jest ich istotą, do czego nas odsyłają, do zauważenia owego „studium (pole/obszar zdjęcia) i punktum („użądlenie”, coś nieokreślonego, coś, co celuje w oglądającego zdjęcie, przykuwa jego uwagę)”[11]. Moim celem jest wykorzystać fotografię jako środek komunikacji i łączności naszych przodków z nami współczesnymi. Fotografia niesie ze sobą możliwe do odczytania znaczenia historyczne i kulturowe danego czasu, pokazuje miejsca i wydarzenia.

„W naukach społecznych mamy do czynienia wyłącznie z interpretacją. Nic nie mówi samo za siebie”[12]. Należy więc wypracować sposób przejścia od opisu, czyli od tego, co znajduje się na zdjęciu, do narracji dotyczącej jego sensu, w konsekwencji wysnucia logicznej i najbardziej prawdopodobnie oddanej treści i meritum obrazu. Treści pozbawionej bezużytecznych i zupełnie nieprzydatnych hipotez powodowanych nadinterpretacją, a być może także moją osobistą empatią (a przez to brakiem obiektywizmu z racji osobistego stosunku) do tego miejsca (Wyrzyska). Nie można zapominać, że „wizualne fakty, których dostarcza fotografia sama z siebie, przekazują rzeczywistość czasów, w których zostały wykonane. Zdjęcia odzwierciedlają narracyjne pragnienia swoich czasów”[13].

Zdawać należy sobie sprawę także z tego, że fotografie, z których będę korzystał, nie były wykonywane w celu wykorzystania ich w przyszłości do jakichkolwiek analiz. Postawić można więc pytanie, jak opracować materiał fotograficzny, który powstał za przyczyną zwyczajnych zjadaczy chleba (nie naukowców czy historyków), lub fotograficznych rzemieślników czy też ludzi popularnie zwanych „pstrykaczami”, którym do głowy zupełnie nie przyszło, że ich prace będą poddawane analizie. Jednocześnie jednak wielu z fotografujących mogło już wtedy mieć świadomość tego, że ich prace fotograficzne będą swego rodzaju dokumentem[14]. Uważam, że nie ma sensu dzielić tych zdjęć na fotografie dokumentalne czy inscenizowane, artystyczne, osobiste. W pozyskanych fotografiach dokumentalnych należy dostrzec to, o czym nas powiadamiają, intencją fotografii jest przecież słynne Barthesowskie „To-było”[15] lub moje przekonanie jako oglądającego: „Tak było” lub używając innego określenia: chodzi o nienaruszalność faktu fotografowanego. Etos fotografii[16] polega na jej realności i zgodności ze stanem faktycznym. Niezaprzeczalna wielkość fotografii archiwalnej oparta jest na wierze w jej prawdomówność, toteż nie widzę powodu, aby w jakikolwiek sposób te założenia podważać.

Należy też zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz związaną z korzystną stroną wizualności fotografii. Przed jej wynalezieniem obrazy otoczenia, obrazy ówczesnej rzeczywistości, obrazy świata przechowywane były, lepiej lub gorzej, w pamięci ludzkiej, w umyśle. Pominąć należy z natury rzeczy nieprecyzyjne obrazy sztuk plastycznych tworzone przez artystów. Obraz tworzony ręką fotografującego to pamięć zewnętrzna, która jest bardziej niezawodna, bardziej trwała i obiektywna, nie poddaje się procesom zapominania treści obrazu lub wręcz przeciwnie – uzupełniania go konfabulacją.

„Punktem wyjścia do właściwej analizy zapisu fotograficznego są pytania, co na nim widzimy i skąd to wiemy”[17]. Zaczynamy od wnikliwego obejrzenia fotografii, tak aby zrozumieć istotę tego, co przedstawiają, segregując jednocześnie czas (jeśli fotografia jest nieopisana, niestety właśnie takich jest najwięcej), w którym powstały, przestrzeń, którą przedstawiają, warunki, w jakich zostały wykonane, intencje, jakie przyświecały ich powstaniu. Zawartość analizowanego obrazu może zostać „wyliczona, poklasyfikowana i zinwentaryzowana według rozmaitych kategorii zachowania, sytuacji, przedmiotów, czasu, aranżacji przestrzennych”[18], co pozwoli na lepsze zrozumienie przekazywanych treści. Pomoże w tym także spisanie wszystkich pytań, które nasunęły się w czasie analizy, będą przydatną wskazówką we wnioskowaniu bardziej szczegółowym. Ważne jest odnalezienie kontekstu, przesłania, ukrytej myśli autora jako wypowiedzi kulturowego przedstawienia, swoistej świadomej lub nieświadomej inscenizacji, jeśli takową uda się odnaleźć, jednocześnie bardzo uważając, aby nie popaść w nadinterpretację. Zbyt śmiałe hipotezy, swego rodzaju naiwna koloryzacja nt. danej fotografii mogą narazić interpretatora na kpiący uśmiech odbiorców.

Segregując cały materiał, układając go w (w miarę logiczną, konsekwentną) całość, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czego mogę się z niego dowiedzieć. Szukać cech wspólnych i rozbieżności w posiadanym materiale, dokonując jego szczegółowego opisu, określając podteksty i znaczenia dla jego całości.

Odnalezienie symbolicznych i niedostrzegalnych często znaczeń pozwoli na umieszczenie fotograficznych zapisów z przeszłości Wyrzyska w zasobach wartości kulturowej danego miejsca, jaką one (fotografie) ze sobą niosą, takich, jak rozumiał je P. Bourdieu.

Przejdź do cz.6


[1] Tytuł podrozdziału zaczerpnąłem z trzytomowego dzieła Urszuli Czartoryskiej na temat fotografii pt. Fotografia – mowa ludzka, uważając jednocześnie, że te trzy słowa w pełni oddadzą to, czym dawniej była i dzisiaj jest fotografia. Jak zauważa E. Gombrich, historyk sztuki, „wkraczamy w epokę, w której obraz staje się ważniejszy niż słowo”: The image and the eye, Phaidon Press Limited, London 1999,

s. 137.

[2] Oryginalne zdanie brzmi: jeden obraz wart jest więcej niż tysiąc słów i pochodzi z księgi przysłów chińskich, http://pl.wikiquote.org/wiki/Przyłowia_chińskie, z dnia 06.04.2011.

[3] U. Czartoryska, Fotografia – mowa ludzka: perspektywy teoretyczne, Gdańsk 2007, s. 75.

[4] T. Ferenc, Fotografia, dyletanci, amatorzy, artyści, Galeria F5 & Księgarnia Fotograficzna, Łódź 2004, s. 57.

[5] U. Czartoryska, op. cit., s. 95.

[6] Ciekawym zjawiskiem, być może wartym zbadania go przez interesujących się wszystkim antropologów, była do pewnego czasu uprawiana fotografia pogrzebowa. Pamiętam, że jeszcze w początkowych latach osiemdziesiątych wykonywano ją na każdym pogrzebie, fotograf był nieodzownym akcentem uroczystości, a fotografie zmarłego w trumnie, przemarsz na cmentarz i liczba uczestniczących żałobników były treścią fotografii. Zastanawiające było to, że w zasadzie zdjęcia te trafiały w najgłębsze czeluście szuflad, skrzętnie omijane przez osoby bliskie zmarłemu. Tych zdjęć się nie oglądało, one były i tylko tyle. W czasie wieczornych pokazów fotografii rodzinnej, najbliższym albo znajomym prezentowane były fotografie zmarłego dziadka czy wujka, ale zawsze jako osoby żywej. Dzisiaj nie wykonuje się już zdjęć „trumiennych”, jeśli już, to tylko z uroczystości pogrzebowej. Bez pogłębiania zjawiska, którym było kiedyś fotografowanie umarłych, myślę, że dzisiejszy odwrót od tego rytuału jest spowodowany „estetyzacją” życia, śmierć nie pasuje do dzisiejszej estetyki ludzi pięknych, zawsze zdrowych, a przede wszystkim – młodych.

[7] Sokrates nie pozostawił żadnych pism, całą wiedzę o jego mądrości czerpiemy z tekstów spisanych przez jego uczniów, m.in. Platona. Nie wierzył w pismo, twierdził, że każde zdanie można inaczej zinterpretować, wbrew woli i intencjom piszącego.

[8] M. Kozloff, Przedmowa, w: I. Jeffrey, Jak czytać fotografię, Kraków 2009, s. 7.

[9] Ibidem, s. 8.

[10] M. Kozloff, op. cit., s. 7.

[11] R. Barthes, Uwagi o fotografii, tłum. J. Trznadel, Warszawa 2008, s. 49-54.

[12] N. K. Denzin, cyt. za K. Olechnicki, Antropologia obrazu, Warszawa 2003, s. 213.

[13] M. Kozloff, op. cit., s. 7.

[14] Dokumentem są także inscenizowane zdjęcia z uroczystości rodzinnych i ważnych dla lokalnej społeczności, zbiorowe zdjęcia z wydarzeń weselnych, komunijnych a także z fotograficznych atelier. Niosą one za sobą informacje o hierarchii ważności wśród fotografujących się, o panującej modzie i strojach, o znaczeniu wydarzenia…

[15] R. Barthes, op. cit., s. 137-138.

[16] Pominąć tutaj należy fotografię artystyczną oraz od pewnego czasu fotografię cyfrową, w której możliwa jest kreacja fotografika lub ingerencja grafika komputerowego.

[17] K. Olechnicki, Antropologia obrazu, Warszawa 2003, s. 223.

[18] Ibidem, s. 225.

Przejdż do cz. 6